Marie Amelie ukryła się w Krakowie
Gazeta Wyborcza
– Pomagamy jej, ale jako miasto wiele też zyskujemy. Marie Amelie, która uważana jest za norweską Masłowską, miała możliwość wyjazdu do Londynu bądź do Miami. Wybrała Kraków. Jest u nas dziesięć dni, a już odwiedziły nas dwie norweskie telewizje. Jej pobyt ma dla nas kolosalne znaczenie promocyjne. Poza tym literatura polska często była tworzona na uchodźstwie. Nasi pisarze, np. Czesław Miłosz, znajdowali wsparcie w innych krajach. Czasy się zmieniły, teraz my mamy zobowiązanie, aby pomóc innym – mówi Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa. I ubolewa nad tym, że krakowscy radni, których władze próbowały zainteresować sprawą, nie do końca rozumieją sens pomocy. Przeliczają za to, ile będzie ona kosztować, i sugerują, że miasto jest na razie za biedne, aby fundować pobyt prześladowanym artystom. Bo koszt półrocznego utrzymania pisarki to ok. 50 tys. zł.
– Jestem całym sercem za tym pomysłem, ale dopiero wówczas, gdy dokładnie przeanalizujemy, czy mamy pieniądze na tzw. kulturę codzienną, czyli np. na zakupy nowości dla bibliotek i ich bieżące utrzymanie. Musimy też podsumować wszystkie wydatki na literaturę – mamy w końcu bardzo drogie festiwale Miłosza i Conrada – oponuje radna PO Małgorzata Jantos.