Okręgi jednomandatowe
Gazeta Wyborcza
Kto rządziłby Krakowem, gdyby w następnych wyborach samorządowych radni w dużych miastach byli – zgodnie z intencją prezydenta Komorowskiego – wybierani w okręgach jednomandatowych? Tylko PO? Albo tylko bogaci? A może najlepsi, prawdziwi społecznicy?
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że jesienią skieruje do Sejmu projekt zmian w ordynacji wyborczej – gdyby został przyjęty, radni w miastach na prawach powiatu i radni powiatowi już w najbliższych wyborach samorządowych w 2014 roku byliby wybierani w okręgach jednomandatowych. To ogromna rewolucja. Co to oznacza w praktyce dla Krakowa? Ponieważ obecnie mamy 43 radnych, miasto byłoby podzielone na 43 okręgi wyborcze. Z każdego do rady wchodziłaby tylko jedna osoba – zwycięzca, który otrzymał najwięcej głosów. I tu pojawiają się schody…
Według niektórych taka ordynacja promuje najpopularniejszą partię. – To pierwszy krok do zupełnego wyeliminowania opozycji. W dużych miastach mogą powtórzyć się doświadczenia z wyborów do Senatu, w których również były okręgi jednomandatowe. Wówczas Platforma Obywatelska wzięła większość mandatów – przypomina socjolog Jarosław Flis.
W Krakowie mogłoby być np. tak, że wygrywa prezydent Jacek Majchrowski, a do współpracy ma radę złożoną tylko i wyłącznie z radnych PO, ewentualnie z paroma osobami z PiS. Trudno sobie wyobrazić gładką współpracę! Inni ostrzegają, że wygrać mogą nie tyle najpopularniejsi, co najbogatsi.
Krok w stronę społeczeństwa obywatelskiego
Ale niekoniecznie musiałoby tak być. Bo wybory radnych to jednak nie wybory do Senatu. Dlatego okręgi jednomandatowe mają też swoich zwolenników, którzy tłumaczą, że to krok w stronę społeczeństwa obywatelskiego, promujący najlepszych, a nie najbardziej zasłużonych dla partii! Poza tym, łatwiej będzie potem rozliczać radnych, bo nie będzie rozmywania odpowiedzialności.
Łukasz Krupa, radny powiatu krakowskiego: – Taka ordynacja zwiększa niezależność od kierownictwa partii, daje szansę na wybór niezależnym i szanowanym powszechnie kandydatom. Wadą tej regulacji może być – w skrajnym przypadku – wybór osób, które choć cieszą się dużą popularnością, nie są przygotowane do sprawowania władzy – uważa radny Krupa.
Ale nawet w sytuacji, gdy radnymi z okręgów jednomandatowych zostają tylko i wyłącznie doświadczeni społecznicy, kryje się pewna pułapka. – Wybrani w małych okręgach radni będą dbać głównie o dotyczące ich inwestycje, a nie patrzeć na Kraków jako całość. Będą tym samym bardziej zależni od prezydenta – przekonuje Grzegorz Lipiec, sekretarz małopolskiej PO.
Limit kadencji dla prezydentów
Małgorzata Jantos, radna Krakowa, która od lat walczy o okręgi jednomandatowe, jest zwolenniczką jeszcze dalej idących rozwiązań: – Okręgi jednomandatowe to jedyna możliwość odpolitycznienia samorządów. Ludzie będą popierani za to, co zrobili. Mam nadzieję, że z czasem wprowadzony zostanie też limit kadencji dla prezydentów, burmistrzów i radnych. Po dwóch kadencjach musieliby zrezygnować – tak przecież funkcjonują na przykład uczelnie, a UJ istnieje parę wieków i trwa – mówi.
Czy okręgi jednomandatowe przejdą w Sejmie? Teoretycznie są korzystne dla mającej największe poparcie Platformy Obywatelskiej, ale rozwiązanie budzi wątpliwości nawet wśród polityków tej partii. Poza tym, sceptyczne jest PSL. Na pewno w sprawie tej czeka nas długa i burzliwa dyskusja. Wydaje się jednak, że ich wprowadzenie miałoby sens dopiero wtedy, gdy Polacy zaczną się bardziej niż dotychczas interesować polityką lokalną. W przeciwnym razie będą głosować na znaczki partyjne, a wtedy okręgi staną się zaprzeczeniem swej idei.